REKRUTACJA NA NOWY ROK SZKOLNY 2024/2025 (kliknij w pasek)
Opcje widoku
Powiększ tekst
Powiększ tekst
Pomniejsz tekst
Pomniejsz tekst
Kontrast
Kontrast
Podkreślenie linków
Podkreślenie linków
DEKLARACJA DOSTĘPNOŚCI
DEKLARACJA DOSTĘPNOŚCI
Reset
Reset

PIĄTEK (20.11.2020) MIEDZYNARODOWY DZIEŃ PRAW DZIECKA

PIĄTEK (20.11.2020) MIEDZYNARODOWY DZIEŃ PRAW DZIECKA

WITAMY WAS SERDECZNIE W PIĄTEK 20 LISTOPADA

DZIŚ MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ PRAW DZIECKA

Poczytaj mi mamo, poczytaj mi Tato :)

Posłuchajcie wiersza:

Marcin Brykczyński - O prawach dziecka

Niech się wreszcie każdy dowie
I rozpowie w świecie całym,
Że dziecko to także człowiek,
Tyle, że jeszcze mały.
Dlatego ludzie uczeni,
Którym za to należą się brawa,
Chcąc wielu dzieci los odmienić,
Stworzyli dla Was mądre prawa.
Więc je na co dzień i od święta
Spróbujcie dobrze zapamiętać:

Nikt mnie siłą nie ma prawa zmuszać do niczego,
A szczególnie do zrobienia czegoś niedobrego.

Mogę uczyć się wszystkiego, co mnie zaciekawi
I mam prawo sam wybierać, z kim się będę bawić.

Nikt nie może mnie poniżać, krzywdzić, bić, wyzywać,
I każdego mogę zawsze na ratunek wzywać.

Jeśli mama albo tata już nie mieszka z nami,
Nikt nie może mi zabronić spotkać ich czasami.

Nikt nie może moich listów czytać bez pytania,
Mam też prawo do tajemnic i własnego zdania.

Mogę żądać, żeby każdy uznał moje prawa,
A gdy różnię się od innych, to jest moja sprawa.

Tak się tu w wiersze poukładały
Prawa dla dzieci na całym świecie,
Byście w potrzebie z nich korzystały
Najlepiej, jak umiecie.

 

Zapraszam na zabawy i ćwiczenia gimnastyczne:

Potrzebne będą: wygodny strój, para zwiniętych skarpetek i kocyk.

https://www.youtube.com/watch?v=RsKRBBhgrYQ

Przemek Bugaj

 

 

Dla chętnych opowiadanie Joanny Papuzińskiej Jak nasza mama hodowała potwora.

        Siedzieliśmy przy kolacji, ale było jeszcze widno, bo to się stało w sierpniu. I nagle usłyszeliśmy jakieś łomoty i straszne wrzaski. A potem jakby słoniowy tętent. A potem złamał się płotek i do ogródka wpadł jakiś nieznajomy zwierz, wielki prawie jak nasz dom. Podbiegł do ściany i przytulił się do niej, jakby chciał się ukryć. Swój ogromniasty, żółwiowaty łeb wsadził przez otwarte okno do naszej kuchni i położył na stole. Trząsł się cały ze strachu. I miał się czego bać, bo za nim leciała gromada ludzi z kijami, drągami i kamieniami.

– Smok! Smok! – wrzeszczeli oni.

– Zabić go! Zastrzelić!

Wśród tych ludzi kręcił się także nasz pan od przyrody. Wyrywał im z rąk kije. Coś tłumaczył, ale mało kto go słuchał. Jakiś duży chłopak zamierzył się kamieniem prosto w łeb biednego, przestraszonego zwierza.

– Mamo, to gad przedpotopowy? – wyszeptał nasz najstarszy brat.

– Mamo, nie daj go zabić! – wrzasnął nasz najmłodszy brat.

 I wtedy nasza mama wybiegła na ganek. Okazało się, że kiedy potrzeba, nasza mama umie krzyczeć głośniej niż najpotężniejszy głośnik uliczny.

– Łobuzy! – zawołała nasza mama. – Zabijać im się zachciało. Zrobił wam jakąś krzywdę czy co? Nie słyszeliście o ochronie przyrody? To też przyroda! Zostawcie go w spokoju! A zresztą to jest mój ogródek i proszę mi się tu nie kręcić!

Wszyscy jakoś ucichli. Więc nasz pan od przyrody wysunął się z tłumu i powiedział tak:

– Słuchajcie, ludzie! Takie zwierzęta jak to – gady przedpotopowe – żyły bardzo dawno temu na świecie. Nazywały się dinozaury. Żywiły się roślinami, nikomu nie robiły krzywdy. I bardzo dawno temu wszystkie wyginęły, teraz nie ma już ich wcale. Nie mam pojęcia, jakim cudem ten jeden znalazł się nagle w naszym mieście, ale skoro już jest, nie możemy pozwolić, żeby zginął. Tę sprawę muszą zbadać uczeni przyrodnicy. Żywy dinozaur! Taka okazja zdarza się raz na sto tysięcy lat! Zaraz idę zadzwonić w tej sprawie do Warszawy!

I stało się tak, że kiedy pan skończył mówić, w ogródku nie było już prawie nikogo. Bo wszyscy się zawstydzili i poszli do domów. Pan pobiegł na pocztę do telefonu. A nasza mama już stała przy oknie w kuchni i karmiła dinozaura sałatą.

– Biedaczku – mówiła do niego – jeszcze się trzęsiesz ze strachu! Nie bój się, nie damy cię skrzywdzić.

A on zjadał sto siedemnastą główkę sałaty i łypał na mamę swoimi małymi poczciwymi oczkami. Mieszkał u nas przez trzy dni. Mama nazwała go Kubusiem. Był bardzo spokojny, tylko jadł okropnie dużo i gdyby nie to, że wszystkie dzieci z naszej ulicy znosiły dla niego trawę i gałęzie, szybko zabrakłoby dla niego jedzenia.

– Czy nie przesadzasz, Marysiu? – pytał tata po powrocie do domu.

– Wyrwałaś dla tego zwierzaka całą sałatę z ogródka!

– O, nie szkodzi! – mówiła mama.

– Taka okazja trafia się raz na sto tysięcy lat. Obejdziemy się bez sałaty.

A czwartego dnia przed nasz dom zajechała ogromna ciężarówka, żeby zabrać Kubusia do specjalnego pomieszczenia, jakie zostało dla niego przygotowane w zoo. Było nam go szkoda, ale wiedzieliśmy, że tak będzie dla niego najlepiej. Tylko Kubuś widocznie myślał inaczej, bo nie dał się w ogóle załadować na samochód. Wlazł tam dopiero wtedy, kiedy mama go zawołała, a panowie przyrodnicy zaczęli mamę prosić, żeby odwiozła z nimi Kubusia, bo może być w drodze niespokojny. No i mama pojechała.

Wróciła na drugi dzień. Powiedziała, że Kubuś ma tam, gdzie zamieszkał, dużo miejsca na spacery i jedzenia pod dostatkiem. Tylko że nie nazywa się Kubuś, a dinozaur z Makowic. Bo nasze miasto nazywa się Makowice, a on stąd pochodzi.

Spróbujcie wspólnie z rodzicami odpowiedzieć na poniższe pytania:

- Czy duży zwierz, który przybiegł do ogródka, bał się ludzi?

 − Jak na niego wołali? Dlaczego?

− Co zrobiła mama?

− Co powiedział pan od przyrody?

− Jak skończyła się ta historia?

 

Do zobaczenia w poniedziałek

Data dodania: 2020-11-20 06:42:56
Data edycji: 2020-11-20 05:51:49
Ilość wyświetleń: 995
Bądź z nami
Aktualności i informacje
Biuletynu Informacji Publicznej
Biuletynu Informacji Publicznej